poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Svord Peasant - siła prostoty

Firma Svord powstała w 1983, jej założycielem jest Bryan Baker. Na początku noże kute były ręcznie co przekładało się na wysoką cenę. By zmniejszyć koszta i tym samym zwiększyć zasięg firmy zmieniono metodę wytwarzania noży – według informacji za strony firmy zaczęto wykorzystywać proces zwany skrawaniem („stock removal”). Dalsza historia firmy jest nieco tajemnicza. Bryan Baker miał bowiem w pewnym momencie swojego życia poznać pewnego Czechosłowackiego twórce noży, który to przekazał właścicielowi Sworda wiedzę na temat specjalnej metody hartowania, która to poprawiła wytrzymałość jego produktów (czytaj – Baker został douczony przez starszego pana w zakresie obróbki cieplnej stali). Noże Svord produkowane są ręcznie w Nowej Zelandii, posiadają dożywotnia gwarancję. Noże wykonywane są zarówno ze stali węglowych jak i nierdzewnych (od 2008 roku Sandvik 12C27) Prezentowany w tym tekście nóż chłopski (Peasant Knife) ma być wzorowany na nożach sprzed 300-400 lat produkowanych w Czechach i Bawarii. Noże Peasant wstępują w dwóch rozmiarach – z głownią o długości 7,5cm (wersja standardowa) oraz 6,25cm (wersja mała). Do tego można kupić, raczej jako kolekcjonerską ciekawostkę, nóż Peasant Gigant – z głownią o długości ponad 20cm. Do produkcji rękojeści noży wykorzystuje się różne materiały: plastik, drewno, stal oraz anodyzowane aluminium.




Na początek zapraszam do obejrzenie krótkiego wideo opisu:



Miłośnicy noży zastanawiają się często nad różnymi ważnymi sprawami – jaki jest najlepszy nóż ostatniego tysiąclecia, jaka jest najlepsza stal na folder EDC, z jakim nożem chcieli by zostać pochowani, jaki nóż mieli ze sobą na ślubie... Możecie się śmiać, ale dla nożoholików to są ważkie kwestie. Ja, dajmy na to, niejednokrotnie zastanawiałem się jakie noże składane ludzie nosili ze sobą w dawnych czasach. Od kiedy wziąłem nóż Svorda do ręki znalazłem odpowiedź na to pytanie – właśnie takie. 



Nożyk jest prosty do bólu – głownia, dwie śruby, dwie okładziny, koniec. Całość sprawia nie najlepsze wrażenie. Rękojeść przypomina kształtem banana, w dodatku plastikowego. Zamknięty nóż jest stosunkowo długi, szlify położone są krzywo. To już wszyscy wiedzą ale co kiedy poużywamy tego noża ?



Pierwszą praktyczną obawą jest to iż kawałek wystającej dźwigni będzie gryzł w rękę podczas pracy. Nie jest tak – znajduje się on w takim miejscu, iż kompletnie nie przeszkadza. Rękojeść jest długa i gruba, do tego nie ma na niej żadnych podcięć na palce – dzięki temu Svord leży znakomicie w zasadzie każdej dłoni. Jestem nawet skłonny zaryzykować stwierdzenie, iż jest to jedna z najwygodniejszych rękojeści w nożach składanych, z jakimi miałem do tej pory do czynienia. Dłoń nie męczy się przy pracach w kartonie, rękojeść nie daje w kość nawet podczas dłuższego strugania drewna. Ewentualne czyszczenie noża od wewnątrz jest banalnie proste – wystarczy odkręcić dwie spore śrubki, bez obaw o to, że której ukręcimy główkę albo nie znajdziemy odpowiedniego bita. Ot magia prostoty. 



Głownia to 3mm stali węglowej o profilu drop point. Mimo tego iż jest to „tylko” 3mm nóż zniesie sporo – zarówno za sprawą mocnego czubka jak i dosyć znacznej grubości nad krawędzią tnącą. Svord zaleca ostrzenie tego noża na convex co dodatkowo wzmacnia kt. Ja osobiście ostrzę nożyk normalnie. Jak radzi sobie głownia ? Dłubanie w drewnie nie robi na czubku najmniejszego wrażenia. Przy okazji tej zabawy postanowiłem sprawdzić możliwość złożenia się friction foldera na paluchy, wniosek jest prosty – jeśli trzyma się nóż mocno, nie ma możliwości żeby coś się wydarzyło. Z racji na prostotę i wytrzymałość można by nożykiem batonować – sprawdzałem, da się. Tylko że ok. 7cm głowni sprawia iż działania takiej są raczej jedynie formą testu, nie mają zastosowania w praktyce. Wydaje mi się też, iż przy okazji takiej pracy na dłuższą metę można by odkształcić stosunkowo miękką tulejkę – ale są to tylko moje domysły. W kuchni nóż radzi sobie średnio – po pierwsze dlatego iż kt jest krótka, po drugie tnąc twardsze materiały np. marchewkę łupie się ją bardziej aniżeli przecina. Dodatkowo zastosowana węglówka jest z gatunku tych co to rudzieją w oczach, co w wilgotnym środowisku jest dosyć upierdliwe.



Wszystko fajnie, tylko jak ten nożyk nosić ? Producent nie dodaje do niego żadnej pochewki to raz. Noszenie friction foldera luzem w kieszeni to słaby pomysł – to dwa. Ani to wygodne ani bezpieczne. Ale odpowiedź na to pytanie jest prosta – wystarczy przewlec przez dziurę w dźwigni sznurek. I toto mamy neck fricion folder. Przenoszenie noża w ten sposób jest całkiem wygodne. Przy jakiś pracach (ja wykopywałem drzewo z ziemi) nóż zaczyna lekko przeszkadzać, ale ogólnie nie jest źle. 


Co można powiedzieć o tym nożu ? To prawdziwy powiew starych czasów, nóż prymitywny ale jednocześnie użytkowy, produkowany na końcu świata a odwołujący się do wyrobów wytwarzanych dawniej tak niedaleko od Polski. Ciekawa mieszanka, prawdziwy bushcraft, intrygująca propozycja jako nóż do kolekcji oraz, jak napisał Wysz, lekko hipsterski nóż do używania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz